niedziela, 12 marca 2017

Szybkie efekty, dzienniczek ćwiczeń i pielęgnacja

Witajcie, kochani! ;)
W dzisiejszym poście trochę o tym, co wykluczyłam całkowicie ze swojej diety i jakie rezultaty przez samo odstawienie tych produktów, udało mi się uzyskać.
Nie oznacza to, że do treningów przywiązywałam mniejszą wagę, bo cały czas regularnie ćwiczę i nie unikam wszelkich form ruchu.
Mówi się, że dieta to 70% sukcesu, i w moim odczuciu również tak jest.
Żeby obliczyć swój bilans kaloryczny, użyłam aplikacji 'My fitness pal'. Można ją pobrać za darmo na androida. Po wpisaniu swojego wieku, wzrostu, wagi, docelowej wagi oraz stopnia aktywności fizycznej, aplikacja obliczy optymalny bilans kaloryczny, którego powinniśmy przestrzegać, aby osiągnąć cel.
Wpisujemy wszystkie swoje posiłki, w bazie danych aplikacji jest praktycznie każdy produkt z obliczoną gramaturą i wartością kcal.

Drugą pomocną rzeczą okazała się opaska fitness foreverfit, która również łączy się z aplikacją.
Posiada krokomierz, licznik spalonych kcal, dystans w km oraz czas, w jakim przeszliśmy dany dystans.
Dla zdrowia powinno się robić około 10 000 kroków dziennie, i udaje mi się nawet przebijać tą liczbę, zdarzało się, że zrobiłam 16-20 tysięcy. Opaska mierzy jakość naszego snu, jeśli nie zdejmujemy jej na noc.


Dieta, jak już pewnie wiecie, jeśli regularnie mnie czytacie, to pojęcie względne. Nie jestem na rygorystycznej diecie i często pozwalam sobie na małe przyjemności, takie jak na przykład pierogi, które kocham. Pierogi, które jadłam na rynku w Cieszynie zasługują na moje ogromne uznanie.

Pierogi to nie tylko moje ulubione danie, ale też popisowa potrawa, którą mogę się pochwalić. Pierogi robię na zamówienie (nie tylko w okresie Świąt) i można się zgłaszać po nie w wiadomości prywatnej :)

Również smażone oscypki z żurawiną, które przywiozłam z wycieczki do Wisły. Uwielbiam wszelkie gatunki serów, i od czasu do czasu zjadam taką przekąskę.

Kolejną ogromną miłością jest kuchnia włoska - szczególnie lubię przyrządzać makarony na różne sposoby. Tutaj na przykład dzisiejszy obiadek - spaghetti z chudym mięsem z szynki, sałatą roszponką, pomidorem i mozzarellą oraz masą wyrazistych przypraw. Jedyny dodany tłuszcz to kilka kropel bazyliowej oliwy z oliwek.

Są jednak produkty, które bezwzględnie wyeliminowałam ze swojego jadłospisu. Nie tylko ze względu na ich zły wpływ na figurę ale też dlatego, że są ogólnie niezdrowe, chemiczne i powodują złe samopoczucie.

Oto lista:

1. Chipsy i chrupki - zawarta w nich sól, glutaminian sodu i stary tłuszcz niszczą nerki, wątrobę, powodują bóle głowy, obrzęki i cellulit. Bomba cholesterolowa.
2. Frytki - podobnie jak wyżej. Może nie ma w nich aż tyle chemii, ale to puste kalorie i masa tłuszczów nasyconych trans.
3. Białe pieczywo, słodkie bułki - zawsze ich unikałam. Najgorszy jest chleb tostowy, który zawiera olej palmowy i jest zrobiony z najtańszych składników. Powodują tycie i zaparcia.
4. Cola i inne słodzone napoje gazowane - unikam jak ognia. Jestem uzależniona od kofeiny, ale wolę wypić kawę lub zieloną herbatę. Cola bardzo źle wpływa na kości i naczynia krwionośne. Swego czasu piłam to litrami i może nie przytyłam aż tak znacznie, ale zaczęły mi się robić siniaki na nogach same z siebie. To już oznaka, że ścianki naczyń w układzie krwionośnym są bardzo słabe.
5. Zupki chińskie i dania instant. Najgorsza chemia i praktycznie nie do strawienia. Mocno rakotwórcze, zabójcze dla organizmu. Jedzenie ich powoduje migreny, nudności, bóle brzucha, osłabienie, zatrucie organizmu. W nadmiarze po prostu toksyczne. Obiecałam sobie więcej ich nie tknąć, nawet gdy przymusza mnie do tego sytuacja.
6. Mc donald's, KFC i inne fast foody. Kaloryczne, ciężkie, powodujące tycie na potęgę. Uzależniające, wzmagające apetyt. Nie są sycące a jedynie zapychają na chwilę. Po ich zjedzeniu całkowicie rozregulowuje się trawienie.
7. Tanie wyroby czekoladowe oraz słodycze z tłuszczem palmowym - niezdrowe dla żył, serca i powodujące szybkie tycie.
8. Pizza z mrożonek - jest niesmaczna i niezdrowa.
9. Lody zawierające tłuszcz palmowy
10. Energy drinki typu Tiger, Red bull - bardzo szkodliwe dla serca i żołądka. Potrafią całkowicie zaburzyć rytm snu, powodują bezsenność i nerwowość. Porażają układ nerwowy. Mogą przyczyniać się do chorób autoimmunologicznych, takich jak stwardnienie rozsiane.

To moja zakazana dziesiątka, która powinna zostać wykreślona z każdego jadłospisu. Dochodzą tu również rzeczy, których nie jadam, a które spożywa duża grupa osób, takie jak jedzenie smażone w głębokim tłuszczu, podroby, wyroby garmażeryjne, jak np. paszteciki z tłustym mięsem, boczek, pasztety, mielonki, konserwy, smalec, margaryny roślinne, popcorn, tłuste ciasta z kremami na tłuszczu roślinnym, kolorowe farbowane słodycze, tarty, pączki, francuskie ciasto, potrawy z dużą ilością octu, jak np śledzie czy warzywa marynowane.

Mam nadzieję, że większość z was ma pojęcie, jak szkodliwe są te rzeczy, i unika ich jak ognia.
                                                                   * * * * * * * * * * * * * *

Pielęgnacja w tym miesiącu:

Pielęgnacyjnych ulubieńców nie będzie aż tak dużo, mam ich kilku i podsumuję jak się sprawdzały:

Obie maski zakupiłam w Biedronce. Uwielbiam tą serię za to, że ma ładny, różany zapach, mocno nawilża, napina i wygładza skórę. W opakowaniu mamy żelowy płat na twarz, który posiada otwory na nos, oczy, usta. Jest zanurzony w płynie, dlatego otwierajmy trzymając pionowo. Wyciągamy maskę z płynu. Reszta płynu dla mnie była również przydatna. Używam go nalewając na dłoń, i wcierając w szyję, dekolt, ramiona a nawet nogi. Całe ciało jest pięknie nawilżone i gładkie. Na koniec resztkę płynu wmasowuję w twarz po ściągnięciu maski. Maskę trzymamy 15-20 minut.
Kosztuje około 6 zł, jest to mój ulubiony szybki zabieg przed ważnym wyjściem. Przygotowuje cerę pod makijaż i widocznie poprawia wygląd.


Upolowany na promocji żel L'Oreal ideal glow. Zawiera drobinki peelingujące z pestek brzoskwini. Jest delikatny. Przeznaczony do mycia twarzy, jednak ja myłam nim całe ciało, dlatego nie starczył mi na długo. Ciężko mi powiedzieć czy zrobił coś dobrego dla mojego ciała, producent obiecuje, że przywróci blask i gładkość skóry. Twarz oczyszczał bardzo ładnie, co do reszty ciała nie zauważyłam różnicy, poza tym, że ramiona i dekolt były bardziej 'świetliste' po jego użyciu.


Odżywka L'Oreal Elseve magiczna moc glinki. Jestem z niej zadowolona i na pewno jeszcze zagości w mojej kosmetyczce. Włosy były ładnie nawilżone, lekkie i świeże. Zużyłam całe opakowanie, obecnie testuję odżywki ISANA dla brunetek oraz z olejkiem arganowym. Następny zakup to będzie maska z tej serii L'Oreala.


Perfecta seria dla mam, preparat na rozstępy i balsam ujędrniający ciało. Zawsze używałam kosmetyków do ciała dla kobiet w ciąży lub po ciąży. Próbowałam już Palmersa, Ziaja masło do ciała mocno ujędrniające po porodzie, Bielenda serum do biustu dla kobiet w ciąży i po niej.
Teraz przyszła pora na te kosmetyki i póki co podoba mi się konsystencja i delikatny, przyjemny zapach. Szybko się wchłania, prawie jak woda. Nie zostawia tłustej warstwy. Stosuję je od tygodnia więc nie mogę jeszcze wydać swojej opinii. Wkrótce się okaże, czy są to dobre produkty.


Maska Pore Solution zakupiona w TK maxx, jest to maska koreańska. Mamy tutaj trzy osobne saszetki, pierwsza to krem myjący, druga to serum i trzecia to właśnie maska, o której mowa. Maska nie jest typu peel-of, jest to czarny płatek nasączony płynem, co mnie troszkę rozczarowało. Płatek nie przykleja się do skóry, co jest równoznaczne z tym, że nie wyciągnie nam zanieczyszczeń i wągrów. Jedynie mogę powiedzieć, że krem myjący bardzo ładnie oczyszczał twarz z sebum, odświeżał i matowił,a cały zabieg delikatnie zmniejszył pory i zmiękczył skórę.


Ostatni ulubieniec to... zapach! Herve Leger femme. Mój ukochany zapach, który jest ze mną już około 8 lat. Odkryłam go będąc jeszcze uczennicą technikum, i zakochałam się w nim na zabój. Myślę, że będzie to wieczna miłość. Zamówiłam kolejne opakowanie, chociaż teraz już jest praktycznie nie do dostania, nieliczne sztuki krążą w sieci. Zaprzestano produkcji już kilka lat wstecz, i bardzo jestem tym zawiedziona.
Nowy egzemplarz ma już lekko zmieniony kolor za sprawą upływu czasu, jednak zapach pozostaje tak samo uwodzicielski.

To by było na tyle jeśli chodzi o dzisiejszego posta, na koniec chciałabym podzielić się z Wami swoim pozytywnym nastrojem i szczęściem, które powoli zaczyna wkraczać do mojej codzienności.
Taki mały cytat z jednej z ulubionych piosenek, ciekawe, czy zgadniecie jakiej:

'Bo szczęście to przelotny gość,
szczęście to piórko na dłoni,
co zjawia się gdy samo chce, 
i gdy się za nim nie goni.

Więc nie patrz w dal, bo szczęście jest tuż obok Nas,
w zwyczajnym dniu, w zapachu domu,
wśród chmur, w ciszy traw,
jest blisko Nas, blisko tak...
blisko tak!'

Buziaki! :*




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz