niedziela, 11 listopada 2018

Życie z depresją, zaburzenia odżywiania kontra obsesja doskonałości

Witajcie, kochani!

Ostatnio pisałam tutaj jeszcze na początku lata, więc minęło już sporo czasu odkąd ostatnio miałam chwilkę żeby usiąść i tu dla Was coś napisać. Mamy w tym roku wyjątkowo piękną jesień, kolorową i ciepłą, więc ciężko się trzymać stwierdzenia, że jesień to pora depresyjna, która przynosi brak motywacji, lenistwo i ogarniającą niemoc - bo tak zazwyczaj jest w przypadku wielu osób.
Dzisiaj bardzo osobiście... bo dzielenie się z innymi jest ważną wartością :)


Jest tak również i w moim przypadku, ale bynajmniej nie jest to kwestia jesieni, ani żadnej innej pory roku czy jakichkolwiek czynników zewnętrznych. Faktem jest że zmagam się z wieloletnią, nawracającą depresją. Mam też zaburzenia odżywiania, o czym krótko wspominałam już w postach na przestrzeni lat. Wiele osób nie potrafi się samemu przed sobą przyznać do tego, że ma taki problem i że nie jest to już tylko gorszy humor, gorszy dzień lub zły tydzień ale jest to coś długotrwałego, zakorzenionego w naszej głowie, czego nie potrafimy zmienić pomimo prób i starań.


Zanim powrócimy do pisania o stylu życia, dbaniu o figurę, kosmetykach, jedzeniu i innych ciekawych tematach życia codziennego, postanowiłam wrzucić nieco cięższy temat.
Jest to blog o nazwie 'Reach perfection' co w przełożeniu na nasz wspaniały język oznacza 'Dosięgnąć perfekcji'. Zakładając tą stronę już niemalże 5 lat wstecz,miałam właśnie takie dążenia i ideały. W naszych czasach z każdej strony jesteśmy atakowani przez wizję idealnego życia, idealne zdjęcia nieskazitelnych kobiet i mężczyzn z idealnymi ciałami, włosami, twarzami, mieszkaniami, stosujących najlepsze diety, podróżujących, rozwijających swoje pasje i osiągających same sukcesy. Nie ma w tym wszystkim miejsca na porażkę, gorsze momenty, zawahania, smutek, niepewność, niedoskonałości ciała i umysłu. A przecież codzienność składa się w dużej mierze z nieperfekcyjności. Jak możemy w tak wypaczonym świecie czuć się wartościowi, jeśli na przykład nie wpisujemy się we wzorzec osoby idealnej, która ma w internecie zdjęcia swojego wspaniałego życia wrzucane praktycznie w każdej sytuacji?


Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły, próbowałam różnych sposobów na odnalezienie swojej drogi w życiu, swojego miejsca, czegoś, co chciałabym robić, do czego chcę dążyć. Niestety żadna z tych prób nie zakończyła się sukcesem, ponieważ zawsze wydawało mi się że nie robię czegoś na tyle perfekcyjnie na ile bym chciała. Zawsze widziałam jakieś niedociągnięcia, efekty mojej pracy były dla mnie niewystarczające, widziałam że inni są lepsi. (A przynajmniej tak mi się wydawało, bo trudno ocenić obiektywnie samego siebie). Chciałam zrobić tak wiele ale nie wiedziałam jak zacząć i co wybrać, przez co nie robiłam nic albo robiłam wszystko chaotycznie i byle jak. Nie mieściło mi się (i nadal nie mieści) w głowie, jak inni mogą być tak poukładani, zorganizowani, sumienni.


Jedną z rzeczy, w które przelewałam to swoje niezadowolenie była moja waga, figura.
Ciągle wydawało mi się że jestem za gruba, że coś mam za wielkie, za małe, nie takie jak powinno być. I chociaż nigdy nie chorowałam na anoreksję/bulimię to od czasu gdy skończyłam jakieś 16 lat ciągle zmagałam się z zaburzeniami odżywiania. Na przemian przejadałam się czymś niezdrowym i głodziłam, próbowałam diety w której piłam tylko soki, jogurty, kefiry. Później jadłam na przykład normalnie ale nie mogłam poradzić sobie z wyrzutami sumienia więc ćwiczyłam całymi dniami ponad swoje siły, i to do tego stopnia że potrafiłam nie iść do szkoły żeby jeździć cały dzień na rowerze albo chodzić byle gdzie, żeby tylko spalić kalorie.



Zmagam się z tym problemem do teraz, chociaż odkąd skończyłam 25 lat moja waga poszła w górę i nie jestem w stanie już zejść do wagi, którą miałam w swoim 'najlepszym' okresie - między 20 a 25 rokiem życia. Udaje mi się nad tym panować, ale mam lepsze i gorsze momenty. Kiedy nadejdzie ten gorszy, ciężko mi utrzymać dietę i znaleźć siłę na odpowiednią ilość aktywności fizycznej. Jestem ciągle na huśtawce, ale wydaje mi się że dość dobrze radzę sobie z ukrywaniem tego przed światem, ponieważ z zewnątrz mało kto by na to wpadł, że zmagam się z czymś takim. Jedyną największą bolączką jest to,że nie mogłam nigdy być tak radosna i wesoła jak inni bo ciągle mi coś przeszkadzało :)



Uwielbiam gotować, eksperymentować w kuchni, niestety nie mam ostatnio kompletnie czasu i motywacji aby to robić. Od czasu kiedy zamieszkałam na rok w Krakowie, dużo się zmieniło w moim podejściu do życia. Mogę śmiało powiedzieć że ten rok oraz okres kilku miesięcy przed i po, był najtrudniejszym momentem w moim życiu. Byłam wtedy bardzo samotna, podjęłam kilka wyjątkowo chybionych decyzji, które przyniosły mi straty moralne, finansowe i emocjonalne. Przerwałam na własne życzenie poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa w swoim życiu.
Wtedy zaburzenia odżywiania odezwały się ze zdwojoną siłą. Mając mało czasu na gotowanie i utrudnione warunki, jadałam głownie na mieście lub produkty gotowe co odbiło się strasznie na mojej figurze. Wkładając wszystkie siły w to, żeby panować nad swoim ciałem myślę, że jakoś udaje mi się tuszować walkę jaką codziennie ze sobą toczę i pozostaję dla otoczenia cały czas taka sama.




Wracając do obsesji doskonałości, to dość zawstydzające. Ciężko przez cały czas być osobą jak z obrazka, książkowym przykładem i wzorem do naśladowania którego tak naprawdę nikt nie potrzebuje. Nie wiem jaki procent z Was też ma to samo co ja, czuje to samo i myśli tak samo, ale czuję się upokorzona tym że nie umiem zrobić idealnego zdjęcia, uchwycić wszystkiego co robię, być cały czas fotogeniczna, przygotowana do tego by dzielić się swoją codziennością z innymi. I ogarnia mnie złość że inni potrafią to robić a ja niestety nie. Denerwują mnie na co dzień najbardziej banalne rzeczy, dlatego że muszę być we wszystkim doskonała, zamęczając tym siebie i innych. Nie mogę znieść że pomadka nie jest idealnie równo nałożona lub że gdy jem to mi się brzydko rozmazuje. Co chwilę poprawiam włosy, wścieka mnie że błyszczy mi się cera i co 5 minut sięgam po bibułki matujące. Mam do siebie pretensje gdy gorzej się czuję i nie tryskam energią, co chwilę poprawiam ubranie bo wydaje mi się że źle leży i że wyglądam w nim grubo. Nie cierpię uczucia pełnego żołądka gdy zjem bo wydaje mi się że ważę 200 kilo i wszyscy też czują to że ja sama czuję się jak słoń. Jestem przez to humorzasta, porywcza i trudna a pozornie  proste rzeczy czasami wydają się nie do przejścia i przytłaczają. I pomimo że nikt przecież nie widzi tych szczegółów bo każdy dookoła myśli o swoich sprawach i skupia się głównie na sobie, to natręctwa nie pozwalają mi się cieszyć każdą chwilą i rozluźnić się chociaż na moment.



Trudno jest walczyć ze swoimi 'demonami' i znaleźć w końcu sposób na to, żeby spokojnie, szczęśliwie iść przez życie i  nie przejmować się drobiazgami. Do tej pory do tego nie doszłam, mam tylko nadzieję że kiedyś mnie to czeka i że gdzieś tam w przyszłości doświadczenia zebrane po drodze sprawią, że wszystko co teraz jest problematyczne, wtedy stanie się nieistotne.


Serdecznie ściskam wszystkich tych, którzy czytając to znaleźli trochę z siebie w tym tekście, i rozumieją to co jest tutaj opisane. A ja dalej będę dla Was pisać o tym, co uda mi się odkryć - w dietetyce, kosmetyce, sporcie.. bo po prostu kocham to robić i jest to dla mnie ważne. A to co sprawia nam radość powinniśmy robić jak najczęściej! Życzę każdemu, kto tak jak ja, nie wie czego tak naprawdę w życiu pragnie i odczuwa brak, którego nie umie zdefiniować, by odnalazł swoją równowagę i dotarł do celu, gdziekolwiek ten cel się znajduje :)
|
Buziaki! :*