poniedziałek, 17 grudnia 2018

Małe przyjemności - Świąteczny Haul z Biedronki



Witajcie, kochani! ;)

W tym tygodniu naprawdę poczułam Święta! Dopiero teraz, pomimo że w marketach można je zauważyć już od listopada, a nawet od października w skrajnych przypadkach.. No, nie popieram tego ale cóż zrobić. Może to za sprawą tego,że mamy już ww domu żywą choinkę i właśnie zabieram się do robienia pierogów ;) Grudzień to czas promocji, wszechobecnych światełek, błyskotek, zapachów korzenno-słodko-waniliowych i promowania zestawów prezentowych. Moim ulubionym marketem do codziennych zakupów jest oczywiście Biedronka, nie tylko dlatego, że jest blisko mojego miejsca zamieszkania ale też podoba mi się asortyment, ceny, to, że można tam niedrogo kupić produkty znanych marek. Mają też swoje produkty tworzone we współpracy z dobrymi jakościowo markami.


Odbiegając troszeczkę od tematu, a zmierzając do dzisiejszego posta właśnie, muszę powiedzieć że ostatnimi czasy zmagam się bardzo z przesuszeniem, podrażnieniem i zmęczeniem skóry twarzy, osłabieniem włosów i bardzo złym stanem okolic oczu. Jest to spowodowane wieloma czynnikami, na pewno zimnem na zewnątrz, suchym powietrzem w domu z powodu ogrzewania, niewyspaniem i brakiem witamin. Ciągle jestem w trasie, w biegu, w stresie (choć ostatnio w takim pozytywnym, motywującym, to jednak odbija się to widocznie na mojej twarzy). I oglądając ostatnią gazetkę Biedronki o tematyce kosmetycznej, poczułam że nadchodzi zbawienie w idealnym dla mnie momencie. W ofercie było mnóstwo ciekawych maseczek i produktów do twarzy a także do makijażu, po które postanowiłam niezwłocznie się udać. Obawiałam się,że nie znajdę ich na półkach, bo tak też często niestety bywa, ale na szczęście udało mi się dostać wszystko, co chciałam zakupić.

Zaczniemy sobie od pielęgnacji bo też jest ona dla mnie największą zagadką i liczę bardzo, że mnie pozytywnie zaskoczy.

Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę są brokatowe maseczki do twarzy w saszetkach, pakowane po 2 sztuki w świątecznym wydaniu. Są to maseczki peel-off, czyli zastygające na twarzy, które odrywamy w jednym kawałku. Mają bardzo sympatyczne warianty zapachowe, z tego co wyczytałam na opakowaniu. Są to oczywiście maseczki mocno inspirowane słynną i bardzo drogą maską Glam Glow. To właśnie Glam Glow była pierwowzorem masek w których pływały duże kawałki brokatu, a również gwiazdeczki i inne tego typu błyskotki. Miałam kiedyś maseczki tego typu z Rossmanna z serii Selfie Project ale były naprawdę słabe, nie robiły nic i zbyt mocno pachniały. Co do tych z Biedronki mam nadzieję, że będą lepsze od tamtych i dadzą jakikolwiek efekt oraz będą relaksować zapachem zamiast drażnić.


Kolejna bardzo ciekawa seria, którą zauważyłam w gazetce to Beauty Week firmy Marion. Jest to siedem różnych maseczek na każdy dzień tygodnia, zamkniętych w jednym opakowaniu. Bardzo ciekawy pomysł, fajna forma pielęgnacji zachęcająca do systematyczności i do znalezienia każdego dnia 15 minut na zadbanie o swoją buźkę ;) Dzisiaj użyłam pierwszej, tej poniedziałkowej - ponieważ fajnie się złożyło że właśnie mamy poniedziałek i dzisiaj poczyniłam te zakupy. Jest to Madagaskar, maska kremowa, lekka, mocno nawilżająca. Zmywamy po 15 minutach letnią wodą, twarz po tej maseczce jest fajnie jędrna, gładka i napięta ale nie tak nieprzyjemnie napięta jak podczas przesuszenia tylko jak pozytywnie.



Następny wart uwagi produkt - Be beauty trzy różne maseczki z glinką, również w jednym opakowaniu, w formie takich trójkącików saszetkowych. Mamy maskę oczyszczającą, detoksykującą i regenerującą. Nie próbowałam ich jeszcze, ponieważ najpierw postanowiłam sobie zrobić ten Beauty Week z Marion a dopiero później dobiorę się do tych ;) Mogą być dla mnie fajne, ze względu na to, że mam cerę tłustą i skłonną do zanieczyszczeń, grudek, małych wyprysków a glinki działają oczyszczająco, matująco i robią skórze detoks.


Coś, czego też już dzisiaj użyłam, i było po prostu boskie, to peeling do ciała z miodem i cynamonem Organic Shop. W Lidlu widziałam peeling z tej serii migdałowy, na który miałam oko od dłuższego czasu ale nie byłam zachwycona jego zapachem, poza tym były porozlewane i obklejone nieestetycznie. W Biedronce znalazłam ładne, czyściutkie produkty i do tego gdy ujrzałam wariant zapachowy z cynamonem i miodem... po prostu kocham takie zapachy na zimę! Rozgrzewające, słodkie, ciepłe i otulające. Świetnie wygładza skórę, nawilża ją, nadaje się też do twarzy, ponieważ zmiękczył mi buzię i zlikwidował suche skórki powstałe w okół nosa przez tragiczne przesuszenie. Coś fantastycznego, gęsta i ciągnąca konsystencja, przez co jest wydajny, rozprowadza się gładziutko, delikatnie się 'mydli' podczas pocierania ale nie tworzy piany tylko taką białą warstewkę. Mogę z czystym sumieniem polecić, szczególnie teraz o tej porze roku.


Ostatnia rzecz z pielęgnacji nie będzie z Biedronki. Zakupiłam ją w bardzo dziwnym miejscu a mianowicie w sklepie z używaną odzieżą, gdzie często chodzę z mamą szukać perełek ubraniowych. Przy kasie czasami są nowe, zafoliowane kosmetyki w większych ilościach. Zauważyłam i kupiłam bardzo ciekawy i przydatny dla mnie produkt - odżywkę do włosów wypadających z Bazylią Vis Plantis Basil Element. Bardzo ładnie, delikatnie pachnie bazylią, ma lekką konsystencję. Nakładamy ją po umyciu szamponem na całe włosy od nasady po końce oraz na skórę głowy, wmasowujemy, odczekujemy około 3 minuty i spłukujemy. Podoba mi się to, jak układają się i wyglądają po niej moje włosy, są miękkie. Nie wiem na ile pomoże na wypadanie włosów ale to już okaże się kiedy zużyję całość. Opakowanie ma 300 ml produktu, jest stojące z pompką jak mydło w płynie. Nie wiem gdzie można ją dostać na bieżąco ale jeśli mi się sprawdzi, wrócę do tego sklepiku po zapas :)


Z pielęgnacji przebrnęliśmy już przez wszystko więc przejdziemy do makijażu i tutaj będą to produkty z jednej serii. Pewnie wszyscy już wiedzą, że w Biedronkach jest szafa kosmetyków kolorowych Bell, która to firma wypuszcza co jakiś czas ciekawe edycje limitowane. Teraz przed Świętami i Sylwestrem pojawiła się bardzo ładna wizualnie, błyszcząca seria Carnival. W jej skład wchodzą 4 kolory cieni do powiek foliowych w wybitnie zaskakującej formulacji czy też konsystencji. Są zbrylone w grudki, jakby lekko mokre, kremowe ale nadal sypkie. Ja z tych 4 kolorów wybrałam 3 - najjaśniejszy, miedziany i najciemniejszy. Był jeszcze taki ciemny brąz o dość chłodnych, ziemistych tonach ale uznałam że niewiele różni się od tego grafitu, który jest najciemniejszym cieniem z serii. Są też pomadki - błyszczyki winylowe ale nie kupiłam ich, ponieważ nie jestem fanką mocno napigmentowanych produktów do ust które nie zastygają. Rozlewają się brzydko poza kontur ust i wszystko brudzą, aczkolwiek kolory były bardzo ładne. To samo dotyczy półtransparentnych pomadek brokatowych które również wchodzą w skład tej serii. Ale zakupiłam sobie puder rozświetlający Vanilla Sugar, który ma tak słodki zapach jak budyń waniliowy, trochę przypomina pudry Lovely, te z serii Sweet kissing powder, jednak chyba mocniej czuć w nim wanilię. Można używać tego pudru jako rozświetlacza, można go aplikować na dekolt oraz dodawać do balsamu do ciała. Fajnie wygląda pod  łukiem brwiowym, w wewnętrznym kąciku oka a nawet na całej twarzy, bo pomimo że mocno się błyszczy i posiada drobinki, to sama jego formuła jest dość matowa i ekstra wygładza skórę. Zamierzam zrobić dla Was makijaż tymi produktami na instagramie na dniach ;) Myślę, czy nie kupić jednego koloru błyszczyka z tej serii żeby cały makijaż był wykonany produktami Bell. Zobaczymy, tymczasem zobaczcie sobie te produkty w przybliżeniu:








I to wszystko z moich przedświątecznych zdobyczy kosmetycznych. Planuję zrobić również Haul ubraniowy i akcesoria oraz post kulinarny Świąteczny :) Także spodziewajcie się niedługo takiej tematyki, a teraz się z Wami żegnam i lecę przygotowywać farsz na pierogi

Buziaki :*