niedziela, 12 lutego 2017

Styczeń w skrócie :)

Witajcie, kochani!
Styczeń był miesiącem
, który umknął mi przez palce nawet nie wiem kiedy.
Oglądając zdjęcia, które porobiłam dla Was, żeby pokazać niektóre ciekawostki spożywcze, kosmetyczne i ubraniowe zszokowały mnie, bo nie wiem kiedy to wszystko miało miejsce i jakim cudem tyle się działo a tak przeleciało. Upływ czasu coraz bardziej mnie martwi, jadąc dziś autobusem zobaczyłam jak wyświetlała się informacja że mamy 43 dzień roku, a czuję jakby Sylwester był tydzień temu.

Starzenie stało się moją nową obsesją. Mając na liczniku tą 'ćwiartkę' wieku, zdałam sobie sprawę że nie będę już nigdy młodsza i promienniejsza niż teraz ;) Świeżość wyparowuje..

Dlatego też jestem kosmetykoholiczką i uwielbiam testować nowości.
Zacznijmy właśnie od nich!


Nowa odżywka do rzęs na bazie Bimatoprostu z Biotebalu. Ich tabletki i odżywkę do włosów i skóry głowy,miałam już przyjemność testować i przypadły mi do gustu. Odżywkę stosuję miesiąc i niczym się nie różni od wcześniej stosowanych Long4lashes i revivelashes. Podtrzymuje efekt i jest bardzo poręczna w stosowaniu. Dlatego jest godna polecenia, jest tańsza od wyżej wymienionych. Kosztuje około 60 zł.


Serum Avon Anew Clinical DSX, serum redukujące wszystkie rodzaje przebarwień na skórze. Mam na twarzy zaczerwienienia i punkciki po dawnych wypryskach, oraz nieliczne ciemnie piegi w okolicy oczu. Jednak najbardziej chciałam wypróbować serum na plecach, które są całe w plamki. Skóra faktycznie wydawała się gładsza, równiejsza, nie była zaczerwieniona, ale serum skończyło się tak szybko że aż nie mogłam w to uwierzyć. Zaleca się stosowanie 2 razy dziennie co starcza na około 2 tygodnie. Cena była dość wysoka więc nie kupiłam go ponownie. Podsumowując, działanie na TAK.


Coś na wypadanie włosów: Eliksir szampon do włosów. Pojawienie się w Rossmannach tego szamponu bardzo mnie ucieszyło i nie mogłam nie spróbować. Wierzbiscki&Shmidt, znani z programu 'Ostre cięcie' genialni fryzjerzy stworzyli coś, co ma pomóc na wypadające włosy, wzmocnić je i odżywić. Jestem w trakcie stosowania i zostało już niewiele szamponu, myję włosy średnio co 2 dni. Szampon dobrze je oczyszcza, wersja z Czarną Orchideą pięknie pachnie, lekko ziołowo. Jestem zadowolona z szamponu, buteleczka jest niewielka a mam go już miesiąc. Na moich włosach długości prawie do pasa kosmetyki szybko się zużywają. Ten jest wydajny. Czy wypadają mniej? Może o drobinkę. Chciałabym kontynuować kurację tym szamponem, dostępne są jeszcze maski z tej serii. Cena to 29,99.


Coś co dosłownie mnie uratowało. Przypadkiem zauważyła to moja mama przy kasie w 'Drogerie Polskie'.
Naturalna pomadka-peeling do ust Sylveco. Skład jest imponujący, zawiera drobinki brązowego cukru. Pachnie jak marcepan, słodka w smaku. Idealnie nawilża usta i pomaga na spierzchnięcia oraz suche skórki. Po długiej chorobie odbudowała moją skórę ust do idealnego stanu. Cena to poniżej 10 zł.


Kolejna perełka: L'Oreal maska oczyszczająca z zieloną glinką. Maska ma kremową konsystencję, na twarzy zasycha praktycznie na 'beton'. Lekko zielony kolor, świeży zapach jakby miętowy i takie mentolowe odczucie człodzenia, lekkie pieczenie na skórze za sprawą eukaliptusa w składzie. Maska ma oczyszczać pory i zmniejszać ich widoczność. Ładnie wygładza i matuje skórę, pory są lekko zmniejszone, ale nie są to spektakularne efekty.
Warto wypróbować, są jeszcze dwie inne wersje - czerwona i czarna.

Genialny krem do rąk - evree. Zakochałam się już dawno w czerwonej wersji tego kremu, cudowny luksusowy zapach przypominający perfumowane pudry drogich marek. Niebieski ma nieco inny zapach, łudząco przypomina mi pomarańczowe pefrumy od Beyonce - Heat. Działanie obu kremów jest identyczne, powlekają i nawilżają mocno skórę dłoni, nie rolują się i nie zostawiają lepkiej warstewki. Polecam, polecam, polecam :) Najlepsze kremy do rąk jakie znam.


Dwa nowe, profesjonalne pędzle Pierre Rene. Uwielbiam ich włosie, jest bardzo miłe w dotyku, puszyste i nie wypada. Ładne zbiera kosmetyk i równomiernie go nakłada. Miałam już duży, płaski pędzel z puszystym włosiem, teraz nabyłam kuleczkę do blendowania cieni, najlepiej sprawdza się w załamaniu i zewnętrznym kąciku. Drugi pędzelek to mały, płaski do nakładania cienia. Jest bardzo precyzyjny i plastyczny jak na płaski pędzelek. Moim zdaniem pędzle Pierre Rene są mocno niedoceniane wśród wizażystów. Spokojnie mogłabym powiedzieć, że jakościowo są lepsze od Hakuro, z których wypada włosie (pędzel flat top do podkładu) oraz przy myciu tracą kształt, rozchodzą się na bok jak ryżowa miotła (H74)


Jak już jesteśmy przy aplikacji kosmetyków, pokażę Wam cudowne maleństwo zamówione z Avonu. Gąbeczka do makijażu okolic oczu i miejsc trudno dostępnych. Jest niesamowicie miękka i plastyczna, jak oryginalny beauty blender. Łatwo się nią operuje, ładnie się domywa. Jestem z niej bardzo, bardzo zadowolona. Koszt to około 10 zł w katalogu avon. Zamówienia można składać u mnie w wiadomości prywatnej. Na zajęciach z Wizażu już wielokrotnie jej używałam i bardzo się sprawdziła.



Balsam Lirene pod prysznic - pierwszy balsam brązujący do stosowania na mokrą skórę. Nie zostawia plam na ubraniu, od razu po spłukaniu go i otarciu się ręcznikiem, można się ubrać. Rozprowadza się go na wilgotną skórę, wmasowuje i czeka 3 minuty aby spłukać całość wodą - To wszystko mówi producent w opisie produktu. Wzięłam wersję do ciemnej karnacji chociaż moja w zimie jest jasna. Chciałam uzyskać mocniejszy efekt. Balsam trochę mnie rozczarował, już mówię dlaczego.. Nie jest to zły produkt, naprawdę nie zostawia plam na skórze ani na ubraniu, nie ma typowego smrodku samoopalacza, zapach przyjemny, jakby winogronowy. Ale bardzo słabo widać różnicę na skórze. Prysznic biorę codziennie i stosowałam go prawie po każdym prysznicu. Skóra była lekko ocieplona, jakby bardziej złocista. Jednak nie był to efekt opalenizny dla ciemnej karnacji, więc chyba nie warto dla tak małej różnicy poświęcać mu po każdej kąpieli tych kilku dodatkowych minut.


Jeszcze jedna ciekawostka, którą muszę pokazać ze względu na cudowną puchatość i piękne, żywe kolorki.
Nie jest to kategoria kosmetyczna, ale co mi tam! Wrzucę tu.
W biedronce upolowałam włochate skarpetki (uwielbiam takie na zimę!) w neonowych kolorkach.
Są mięciutkie, nie rozstaję się z nimi ani na krok ;) Zdjęcie przekłamuje troszkę, kolory są intensywniejsze.


Kolejną kategorią Styczniowych inspiracji i nowości będzie jedzenie. Potrawy, które jadłam oraz pojedyncze produkty, które polecam. Głównie zdrowsze rzeczy. Tutaj nie będę dodawać opisów, pojawią się same zdjęcia :)









Ulubione stylizacje stycznia mam dwie - pierwsza to smoky eyes z zajęć z makijażu do sesji zdjęciowej,
Drugi to natural look, mój ostatnio ulubiony codzienny makijaż z użyciem rozświetlającego pyłku inglota. Ten pyłek to magia, używam go do wszystkiego - na powieki, jako rozświetlacz, na dekolt, dodaję do balsamu do ciała.




Pyłek Inglota mogę okrzyknąć odkryciem i ulubieńcem przełomu minionego i obecnego roku.


To tyle na dzisiaj i zachęcam do zostawiania komentarzy! Wasze zdanie, pytania i spostrzeżenia dużo są ogromną wskazówką dla mnie :)

Buziaki! :*













piątek, 10 lutego 2017

Walka o siebie..

Niezadowolenie z własnego ciała - liczenie kalorii, diety, ćwiczenia, zwiększanie ruchu..
Każdy z nas zna te oklepane sposoby na zrzucenie wagi, na osiągnięcie wymarzonego ciała.
Dlaczego więc jest tak ciężko to osiągnąć? Czemu jeszcze nie wyglądamy wszyscy tak,jak z okładki pisma fitness? Skoro dokładnie wiemy, co należy robić i jak należy to robić, mamy dostęp do niezliczonych źródeł wiedzy, stron internetowych, filmów, gazet, przepisów i niedrogich placówek sportowych - dlaczego nie potrafimy efektywnie zrzucić kilogramów, poprawić kondycji czy zbudować mięśni..?



Odpowiedź na to pytanie jest głęboko zakorzeniona w naszej psychice i sięgać może nawet do czasów najwcześniejszego dzieciństwa. To, jak zbudowała się nasza pewność siebie i samoakceptacja, zależy od przeżyć z czasów dzieciństwa, kiedy byliśmy bezbronni i nieświadomi tego, co się wokół nas dzieje.
Nie muszą to być wcale ogromne, traumatyczne przeżycia i tragedie. Nawet te niewielkie sytuacje, które spowodowały w nas poczucie dyskomfortu i zaburzały bezpieczeństwo, mogą zapaść w podświadomość i rzucać nam kłody pod nogi.


Walka o własne ciało to przede wszystkim walka z samym sobą. Z własnymi 'demonami'. Nie dotyczy to z resztą tylko nawyków żywieniowych. Są to również inne zaburzenia wynikające z niepanowania nad swoją emocjonalnością, nie radzenia sobie z nią. Niezdrowe relacje z jedzeniem, zaburzenia żywienia, to nic innego jak odreagowywanie stresów, smutku, niezadowolenia z siebie i ze swojego życia.
Polecam tu serdecznie zainteresowanie się programem: " Supersize vs Superskinny", polski tutuł to XL kontra XS.



Niezdrowe jedzenie nie kusi osób zrównoważonych i opanowanych na tyle, by opychać się nim bez umiaru.
Nie jest też tak, że to ich smak czy wygląd tak przyciąga. Jest to po prostu pożywka dla rozedrganego układu nerwowego. Wydaje nam się, że kiedy zjemy wielkiego, tłustego burgera lub tabliczkę słodziutkiej czekolady, nagrodzimy siebie za przykrości, które nas spotykają, ukoimy swoje poczucie beznadziejności.
Zamienia się to w błędne koło, gdyż zajadając smutki, nastrój poprawia się tylko w chwili spożywania. Później są wyrzuty sumienia, które znów trzeba czymś zagłuszyć. Najczęściej kolejną czekoladą, kolejną pizzą.. A kiedy widzimy jak zmienia się nasze ciało (na niekorzyść) jesteśmy tak sfrustrowani, że nic tylko się najeść. A może by tak jednak poćwiczyć...? Nie, po co, przecież po jednym treningu nie schudnę, a jeść się chce. Nie zawsze jednak objawia się to obżarstwem. Mogą również występować: brak uczucia głodu, wstręt do jedzenia, nieregularne odżywianie, jednorazowe napady głodu, wymioty.




Widzieliście kiedyś film 'The Babadook'?
Jest to historia opowiedziana w formie horroru, w którym tytułowa postać to okropny potwór przejmujący kontrolę nad mieszkańcami domu, w którym się zagnieździ.
Na początku oglądałam ten film, aby się pośmiać z owego potwora, czekałam na sceny, w których występuje. Z niewiadomych powodów zafascynował mnie ten film i stał się jednym z moich ulubionych.
Dlaczego?
W filmie jest ukryta tajemnica, głębsze przesłanie. Nie jest to typowy horror, w którym wyskakuje coś zza rogu w ciemności i robi "Buuuu!". Nie jest to też krwawa jatka typu teksańska masakra.
Nie zamierzam tu robić recenzji tego filmu. Odsyłam was do niego, bo warto obejrzeć i się zastanowić.
Dopiero po którymś z kolei obejrzeniu i poczytaniu interpretacji na forach, zrozumiałam, że w filmie tym chodzi o wewnętrzne demony, z którymi zmagamy się na co dzień, depresję, traumy, stratę bliskich czy nie radzenie sobie z udźwignięciem problemu. To właśnie dotknęło bohaterkę filmu a tytułowy Babadook był uiszczeniem psychiki kobiety. Musiała sama dotrzeć do źródła swoich frustracji, stawić im czoła, przestać je od siebie odpychać. Tym samym udaje jej się oswoić potwora i przejąć nad nim kontrolę :)

Każdy z nas ma w sobie takiego potwora. Mi również jest trudno utrzymać kontrolę nad odżywianiem, nad ciałem, nad stresem i swoimi zachowaniami. Staczam codziennie bitwę o to, by zrobić krok do przodu.
Był w moim życiu taki czas, dokładnie 3 lata temu, kiedy byłam w szczytowej formie. Udało mi się znormalizować swoje nawyki, byłam zadowolona, wyzwolona od frustrujących problemów. Wtedy właśnie założyłam tego bloga. Przez około 4 lata trwał okres zadowolenia z własnego ciała, z efektów. W czasie ostatniego roku nastąpiło pogorszenie. I Nie winię siebie za to. Nie można obwiniać się za wszystko. Ważne, aby się nie poddawać i dążyć ku dobremu. Pomimo, że czasem nie mamy siły wstać z łóżka, nie widzimy w niczym sensu, słońce przysłaniają całe masy ciemnych chmur. Musimy z tym walczyć! A nie tylko oglądać dawne zdjęcia i załamywać się, bo już tak nie wyglądamy.



Udało mi się z pomocą mojego najlepszego przyjaciela dojść do tego, w czym tkwi sedno.
Mam osobowość neurotyczną. ---> (KLIK)

Pomimo, że dla wielu osób moje zachowania są niezrozumiałe, że mogę się wydawać niektórym osobom po prostu wariatką, bo robię coś inaczej, nie wstydzę się tego kim jestem, bo rozumiem swój problem, jego przyczynę i chcę żyć tak, abym to ja była szczęśliwa bez względu na ocenę innych osób.

Mogę wreszcie zostawić za sobą gorszy okres, pogodzić się ze sobą i powoli wszystko wraca do normy.
Również nawyki żywieniowe i treningi. :)

Życzę Wam wszystkim, aby Wasze wewnętrzne demony zostały oswojone, wtedy uporządkujecie swoją głowę, a tym samym swoje życie i swoje talerze.

Buziaki! :*