piątek, 10 lutego 2017

Walka o siebie..

Niezadowolenie z własnego ciała - liczenie kalorii, diety, ćwiczenia, zwiększanie ruchu..
Każdy z nas zna te oklepane sposoby na zrzucenie wagi, na osiągnięcie wymarzonego ciała.
Dlaczego więc jest tak ciężko to osiągnąć? Czemu jeszcze nie wyglądamy wszyscy tak,jak z okładki pisma fitness? Skoro dokładnie wiemy, co należy robić i jak należy to robić, mamy dostęp do niezliczonych źródeł wiedzy, stron internetowych, filmów, gazet, przepisów i niedrogich placówek sportowych - dlaczego nie potrafimy efektywnie zrzucić kilogramów, poprawić kondycji czy zbudować mięśni..?



Odpowiedź na to pytanie jest głęboko zakorzeniona w naszej psychice i sięgać może nawet do czasów najwcześniejszego dzieciństwa. To, jak zbudowała się nasza pewność siebie i samoakceptacja, zależy od przeżyć z czasów dzieciństwa, kiedy byliśmy bezbronni i nieświadomi tego, co się wokół nas dzieje.
Nie muszą to być wcale ogromne, traumatyczne przeżycia i tragedie. Nawet te niewielkie sytuacje, które spowodowały w nas poczucie dyskomfortu i zaburzały bezpieczeństwo, mogą zapaść w podświadomość i rzucać nam kłody pod nogi.


Walka o własne ciało to przede wszystkim walka z samym sobą. Z własnymi 'demonami'. Nie dotyczy to z resztą tylko nawyków żywieniowych. Są to również inne zaburzenia wynikające z niepanowania nad swoją emocjonalnością, nie radzenia sobie z nią. Niezdrowe relacje z jedzeniem, zaburzenia żywienia, to nic innego jak odreagowywanie stresów, smutku, niezadowolenia z siebie i ze swojego życia.
Polecam tu serdecznie zainteresowanie się programem: " Supersize vs Superskinny", polski tutuł to XL kontra XS.



Niezdrowe jedzenie nie kusi osób zrównoważonych i opanowanych na tyle, by opychać się nim bez umiaru.
Nie jest też tak, że to ich smak czy wygląd tak przyciąga. Jest to po prostu pożywka dla rozedrganego układu nerwowego. Wydaje nam się, że kiedy zjemy wielkiego, tłustego burgera lub tabliczkę słodziutkiej czekolady, nagrodzimy siebie za przykrości, które nas spotykają, ukoimy swoje poczucie beznadziejności.
Zamienia się to w błędne koło, gdyż zajadając smutki, nastrój poprawia się tylko w chwili spożywania. Później są wyrzuty sumienia, które znów trzeba czymś zagłuszyć. Najczęściej kolejną czekoladą, kolejną pizzą.. A kiedy widzimy jak zmienia się nasze ciało (na niekorzyść) jesteśmy tak sfrustrowani, że nic tylko się najeść. A może by tak jednak poćwiczyć...? Nie, po co, przecież po jednym treningu nie schudnę, a jeść się chce. Nie zawsze jednak objawia się to obżarstwem. Mogą również występować: brak uczucia głodu, wstręt do jedzenia, nieregularne odżywianie, jednorazowe napady głodu, wymioty.




Widzieliście kiedyś film 'The Babadook'?
Jest to historia opowiedziana w formie horroru, w którym tytułowa postać to okropny potwór przejmujący kontrolę nad mieszkańcami domu, w którym się zagnieździ.
Na początku oglądałam ten film, aby się pośmiać z owego potwora, czekałam na sceny, w których występuje. Z niewiadomych powodów zafascynował mnie ten film i stał się jednym z moich ulubionych.
Dlaczego?
W filmie jest ukryta tajemnica, głębsze przesłanie. Nie jest to typowy horror, w którym wyskakuje coś zza rogu w ciemności i robi "Buuuu!". Nie jest to też krwawa jatka typu teksańska masakra.
Nie zamierzam tu robić recenzji tego filmu. Odsyłam was do niego, bo warto obejrzeć i się zastanowić.
Dopiero po którymś z kolei obejrzeniu i poczytaniu interpretacji na forach, zrozumiałam, że w filmie tym chodzi o wewnętrzne demony, z którymi zmagamy się na co dzień, depresję, traumy, stratę bliskich czy nie radzenie sobie z udźwignięciem problemu. To właśnie dotknęło bohaterkę filmu a tytułowy Babadook był uiszczeniem psychiki kobiety. Musiała sama dotrzeć do źródła swoich frustracji, stawić im czoła, przestać je od siebie odpychać. Tym samym udaje jej się oswoić potwora i przejąć nad nim kontrolę :)

Każdy z nas ma w sobie takiego potwora. Mi również jest trudno utrzymać kontrolę nad odżywianiem, nad ciałem, nad stresem i swoimi zachowaniami. Staczam codziennie bitwę o to, by zrobić krok do przodu.
Był w moim życiu taki czas, dokładnie 3 lata temu, kiedy byłam w szczytowej formie. Udało mi się znormalizować swoje nawyki, byłam zadowolona, wyzwolona od frustrujących problemów. Wtedy właśnie założyłam tego bloga. Przez około 4 lata trwał okres zadowolenia z własnego ciała, z efektów. W czasie ostatniego roku nastąpiło pogorszenie. I Nie winię siebie za to. Nie można obwiniać się za wszystko. Ważne, aby się nie poddawać i dążyć ku dobremu. Pomimo, że czasem nie mamy siły wstać z łóżka, nie widzimy w niczym sensu, słońce przysłaniają całe masy ciemnych chmur. Musimy z tym walczyć! A nie tylko oglądać dawne zdjęcia i załamywać się, bo już tak nie wyglądamy.



Udało mi się z pomocą mojego najlepszego przyjaciela dojść do tego, w czym tkwi sedno.
Mam osobowość neurotyczną. ---> (KLIK)

Pomimo, że dla wielu osób moje zachowania są niezrozumiałe, że mogę się wydawać niektórym osobom po prostu wariatką, bo robię coś inaczej, nie wstydzę się tego kim jestem, bo rozumiem swój problem, jego przyczynę i chcę żyć tak, abym to ja była szczęśliwa bez względu na ocenę innych osób.

Mogę wreszcie zostawić za sobą gorszy okres, pogodzić się ze sobą i powoli wszystko wraca do normy.
Również nawyki żywieniowe i treningi. :)

Życzę Wam wszystkim, aby Wasze wewnętrzne demony zostały oswojone, wtedy uporządkujecie swoją głowę, a tym samym swoje życie i swoje talerze.

Buziaki! :*









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz