Od ponad pół roku mnie tu nie było i jeśli ktoś się zastanawiał dlaczego to ten wpis będzie, mam nadzieję, wyjaśnieniem i odpowiedzią na wszystkie pytania.
Długo się zastanawiałam, nosiłam się z tym zamiarem żeby coś takiego napisać, żeby wszystko to co miało miejsce w moim życiu ujrzało światło dzienne. Wiem, że jestem dobrą pisarką i potrafię idealnie ubierać w słowa swoje myśli, jednak nie zawsze umiem słowami wyrażać siebie i swoje prawdziwe uczucia.
Przeżyłam coś bardzo trudnego, bardzo pięknego i coś, co na pewno na zawsze zostawi ślad w moim życiu, w moim sercu i w moim podejściu do świata. Do tej pory żyłam bardzo beztrosko, jestem z natury marzycielką, która kreuje rzeczywistość tak żeby była wygodna, miła i łatwa do przełknięcia.
Najgorsze jest zderzenie z rzeczywistością, której się w ogóle nie zna i nawet nie miało się pojęcia że taka istnieje.
Napiszę teraz to, czego moi rodzice wstydzą się najbardziej i co sprawia, że boją się spojrzeń na ulicy i nie przejdzie im to przez gardło na spotkaniach rodzinnych żeby tylko nie zostali wykluczeni i wyśmiani: Byłam w związku z osobą uzależnioną od narkotyków. Mieszkałam ponad pół roku z mężczyzną, który ma taki problem i nie rozumiem jak można coś takiego oceniać jako negatywne lub nie. Takich spraw się nie ocenia, bo każdy zasługuje na miłość. I każdy zasługuje na pomoc.. Ja niestety poległam w tym pojedynku i nie potrafiłam dać pomocy osobie, którą naprawdę pokochałam. I to właśnie on zawsze powtarzał mi, że nie ocenia. Że nic nie jest dobre albo złe, nie ma dobrze albo niedobrze. W życiu są sytuacje, które zmuszają nas do posuwania się za daleko, do przekraczania swoich granic i swojej strefy komfortu.
Zaniedbałam się przez ten czas, zaniedbałam bloga, zaniedbałam swoje pasje i marzenia, odcięłam się od przyjaciół i ciągle byłam zmęczona. Zniknęłam praktycznie całkowicie z mediów społecznościowych i jeśli do kogoś przestałam się całkowicie odzywać, to szczerze przepraszam. Bywały dni, kiedy nie spałam kilka nocy z rzędu a potem szłam do pracy na 12 godzin i piłam energetyczne napoje wręcz litrami, aż cud że nie nabawiłam się cukrzycy lub arytmii. Wyrzekłam się swoich zasad i przekonań co do odżywiania,stylu życia.. Przestałam uprawiać sporty, podupadłam na zdrowiu i nigdy wcześniej nie miałam tak ogromnych sińców pod oczami. Czuję jakby przybyło mi z 15 lat... Ale to nie jest jego wina, to nie wina nałogu, to tylko i wyłącznie mój wybór bo wiedziałam na co się decyduję. A mimo wszystko chciałam z nim być, bo to wspaniały człowiek o pięknym wnętrzu. I nie występuję tu w roli ofiary, jeśli ktoś sobie pomyśli jaka to ja jestem biedna i jakie to straszne to naprostuję - absolutnie nie jestem ofiarą w tej sytuacji. Bo wiedziałam co się dzieje i stawiałam temu czoła. Nie pierwszy raz w swoim życiu zaryzykowałam dość konkretnie.
Czułam się, jakbym upadła na samo dno, kiedy rozmazana szłam środkiem miasta kłócąc się z nim lub próbując się dogadać, kiedy oboje nie byliśmy w stanie sobie zaufać. To była dla mnie największa próba, bo całe swoje życie dbałam tylko o samą siebie, próbując wyrwać się spod kontroli rodziców i nie dać im urządzić mojego życia po swojemu. Udało mi się swoje życie ułożyć tak, by było czyste, schludne, pachnące, spokojne i pełne ładnych przedmiotów. Sama też jestem uzależniona, jestem zakupoholiczką i kupowanie zagłusza moje niezadowolenie z tego w jakim punkcie znajduje się moje życie. Ale przeżyłam też najszczęśliwsze chwile, których nigdy nie zapomnę i dlatego wiem ile warta jest osoba, z którą spędziłam ostatni rok.
Nie byłam gotowa na coś takiego jak bezgraniczna miłość, chociaż bardzo tego pragnęłam. Wcześniej nie trafiałam zbyt dobrze, nie obrażając tu oczywiście nikogo, po prostu mi się nie układało i miałam pecha do mężczyzn. Przez całkowity przypadek, zakładając z ciekawości konto na portalu randkowym poznałam mojego przyszłego partnera i nie przypuszczałam że będzie to największa i najtrudniejsza miłość, jaką było mi dane przeżyć. Osoba, która mi zaufała, dała mi na dłoni całe swoje życie, poświęciła mi całą swoją energię, czas i uwagę zamiast poświęcić ją sobie i swojej walce z nałogiem. Chciałam stworzyć dom pełen ciepła i wsparcia chociaż nie wiedziałam jak się to robi, zawsze byłam outsiderką i miałam swój świat i swoje kredki. To doprowadziło do sytuacji, w której nałóg całkowicie zwyciężył i przestaliśmy w ogóle ze sobą rozmawiać. Wszystkie moje nawyki i dziwactwa dawały o sobie znać na każdym kroku. Czułam się jak na przesłuchaniu kiedy zadawał mi pytania, czułam jego brak wiary w moje słowa, które coraz częściej były tylko słowami, zabrakło mi sił na czyny, byłam zbyt wykończona.
Kiedy żegnałam się z nim, beczałam jak małe dziecko, gdy zamknęły się drzwi czułam, że poniosłam największą klęskę w swoim dotychczasowym życiu i że zbieram plon swojego dzieciństwa, wychowania jakie dostałam a także tego, że pozwoliłam sobie na związek z kimś kto potrzebuje pomocy, kiedy sama jej potrzebowałam. Nie wiem jak potoczy się dalej moja historia i co jeszcze się wydarzy, teraz mam czas dla siebie na wyciszenie się i poukładanie sobie swojego życia tak, jak zrobiłam to wcześniej. Nie żałuję niczego, nie wstydzę się niczego i gdybym mogła cofnąć czas, weszłabym w tą relację. Pierwszy raz w życiu poczułam się naprawdę kochana, taka jaką jestem. Jeśli ktokolwiek nazwie to patologią albo, jak moi rodzice, powie że to wstyd i że taką osobę trzeba zostawić i .. 'jak można kochać takiego, co za bzdury opowiadasz że robi takie straszne rzeczy a Ty go dalej kochasz'.. to znaczy, że ocenia wszystko dookoła zamiast przyjąć świat taki jakim jest. Największą trudnością i największym osiągnięciem jest nie oceniać, żyć i dać żyć innym. Cieszę się, że mogłam to z siebie wyrzucić i nikt nie zamknie mi ust już nigdy więcej, jedyna wartościowa rzecz na świecie to prawda, pomimo tego że bywa bolesna. I naszą wartość wyznacza to, dla ilu osób jesteśmy ważni. Nie status społeczny, nie pieniądze tylko ludzie się liczą.
"Spieszmy się kochać ludzi.. tak szybko odchodzą"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz